poniedziałek, 10 grudnia 2012

Konferencja Korczakowska


Eugeniusz Kabatc





Słowo i czyn


- od Stanisława Brzozowskiego do Janusza Korczaka –





Uchwała Sejmu, upamiętniająca 70-lecie tragicznej śmierci Janusza Korczaka, wielkiego wychowawcy młodzieży, Rokiem mu poświęconym w życiu publicznym państwa, ożywiła myśl społeczną, rozwijającą się wokół niepokojów i sporów o przyszłość nowych pokoleń Polaków. Czas po temu najwyższy, ale i coraz trudniejszy wobec chaosu pojęć wolnościowych – z kryzysem wartości etycznych na czele. Korczak też nie żył w epoce spokoju, w której rozważania o edukacji humanistycznej i obywatelskiej byłyby łatwe, przeciwnie, nawet odliczając czas rozbiorowy i dramaty dwóch wojen, wszak dwudziestolecie wolnej Polski uwikłało się w sprzeczności narodowe na skalę wręcz destrukcyjną. Pytanie, jakie padło wtedy z ust tego niezwykłego lekarza i edukatora, dotyczyło sposobu na wychowanie wychowawców: oto pierwsze i podstawowe zadanie.

Nie chcemy pozostawać bezradni wobec tego jednego z najtrudniejszych problemów edukacyjnych, toteż kurczowo chwytamy się prawd przez Korczaka odkrytych – lub tylko dobywanych z mroków niewiedzy – i święcimy jego pamięć z oddaniem, pokorą, a nawet wstydem. Ten „najpiękniejszy człowiek”, jak go określił Igor Newerly, zginął wprawdzie jako ofiara holocaustu, ale już przed wojną ten pisarz i działacz o „wyjątkowo złożonej osobowości”[wg. Joanny Olczak-Ronikierowej], miał nie tylko wielu przyjaciół i zwolenników, lecz i wrogów. Ocknęliśmy się po wojnie i w uznaniu jego materialnie twórczej myśli zaczęliśmy powoływać różne stowarzyszenia korczakowskie, wydawać jego i jemu poświęcone książki, nakręcać filmy, wystawiać mu sztuki i pomniki. Dzieje się to na całym świecie, ale przede wszystkim w Polsce, gdzie ci, co się uratowali przed wojną i przed zagładą, podejmowali próby przywrócenia wiary w mądre słowo i wytrwały, dzielny czyn Starego Doktora. Także w Domu Literatury w Warszawie, historycznej siedzibie Związku Literatów Polskich, któremu niegdyś przez wiele lat przewodniczyli Jarosław Iwaszkiewicz i Igor Newerly, znalazło się – właśnie przy nich – miejsce na wspólne działanie memorialne przyjaciół Korczaka, takich jak Józef Hen, Kazimierz Dębnicki oraz Marta Ciesielska, Hanna Kirchner, Aleksander Lewin, Michał Wróblewski, że wymienię przynajmniej garstkę spośród najbardziej zasłużonych i wytrwałych komentatorów i wydawców.

To w tymże miejscu na Krakowskim Przedmieściu przywołaliśmy teraz korczakowskie sprawy naszym nowym niepokojom, organizując – jako polskie Stowarzyszenie Kultury Europejskiej [SEC] wspólnie z Pacyfistycznym Stowarzyszeniem Wolnej Myśli oraz Wydziałem Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, a pod honorowym patronatem Rzecznika Praw Dziecka i rzeczowym mecenatem ZAiKS-u – konferencję popularno-naukową w hołdzie „heroicznym czynom” Janusza Korczaka. Pamiętając, jak wiele już w tej mierze uczyniono, postanowiliśmy bardzo uwspółcześnić znaczenie dorobku tego pedagoga, opiekuńczego wychowawcy, myśliciela i pisarza, wydobyć z historii, określając sesje hasłem „Korczak i jego Przyjaciele”. Poprowadziła ją prof. Maria Szyszkowska, a głos zabrały osoby ze środowiska akademickiego, jak prof. Andrzej Bałandynowicz, dr Anna Kryniecka, i dr Tomasz Kozłowski, mówiący o inspiratorskich i terapeutycznych ideach Korczaka, ale i praktycy i pisarze, jak dyr. Marcin Makaruk z Ośrodka „Wspólny Dom” w Wildze, jak mój znakomity kolega Józef Hen, pamiętający czasy współpracy z korczakowskim „Małym Przeglądem”, jak Janusz Termer, wynoszący wysoko moralno-literackie walory „Pamiętnika” Korczaka, sumującego życie tego oddanego do końca wielkiego Opiekuna Dzieci.

Czując się współodpowiedzialny za tak pomyślaną debatę konferencyjną, pozwoliłem sobie "pozszywać" bogatą, prometejską obecność Starego Doktora w życiu społeczno-oświatowym Polaków i Żydów, zastanowić się nad sensem filozoficznym i antropologicznym teoretycznych "modeli" oraz wiary w ich skuteczność. Zacząłem od pojęć pozornie rozchodzących się, lecz ekumenicznie spójnych. Takich, jak słowo i czyn. Bo to one w swoich najgłębszych funkcjach najsilniej sprzęgają myśl, postawę i działalność Janusza Korczaka. I najboleśniej zderzają się ze sobą, jak zawsze, gdy mamy do czynienia z motywacją twórczą lub rewolucyjną.

Najtrudniej jest wyrazić sens pojęć prostych. Słowo, czyn – jak nimi trafić w sedno? Stwierdzamy, że ktoś potrafi o czymś pięknie powiedzieć, ale żeby coś zrobić... ”Słowa, słowa, słowa”, powtarzamy za Szekspirem, gdy chcemy ujawnić czyjeś puste obietnice. Czyn zatem byłby owocem obietnic odpowiedzialnych? Właśnie, bo przecież „na początku było słowo”; chociaż nie: „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię”. Stworzył bez słowa? Ależ nie, słowo było stwórczym objawieniem: ”I r z e k ł Bóg: „Niech będzie światłość; i s t a ł a się światłość.” I jeszcze to: „I u c z y n i ł Bóg rozdział między światłem a ciemnością”. Czy między czynem a słowem?

Ta sprzeczność przyciąga naszą uwagę swoją jednością sprawczą, mocą słowa wywołującego czyn. Wszelako nie każdemu tak się udaje, jak Panu Bogu. My mamy tylko nasze ludzkie supozycje i oczekiwania. Stąd wynosimy czyny ponad słowo, wyznajemy pokorę słowa przed wielkością tworzenia. Stąd tyle słów, żeby to uzasadnić, ukazać siłę i przewagę stwarzania czegoś nad pozorem tylko, symulacją, intencją. Stąd ludzie kultury duchowej tęsknią do czynów materialnych lub swoją historyczna obecność tak często potwierdzają udziałem w wydarzeniach społeczno-politycznych [np.„Bunt klerków”], a filozofowie często mają już dość „objaśniania świata” i marzą o tym, „żeby go zmienić”.

Stanisław Brzozowski, którego setną rocznicę śmierci odnotowano [niemrawo] w minionym roku, należał do tych filozofów, którzy Januszowi Korczakowi brukowali drogę słowami. Był jednym z najwcześniejszych przyjaciół dr Henryka Goldszmita, kiedy ten przeobrażał się twórczo w utopistę Janusza Korczaka. To były lata przed- i rewolucyjne w Warszawie [1904-1906] i węzeł splotu trudnych myśli, postrzegań, inspiracji i poszukiwań siebie w tej gwałtownej rzeczywistości coraz wyraźniej wytyczał obu przyjaciołom ich przyszłe drogi. Pracowali obok siebie w redakcji „Głosu”, potem „Przeglądu Społecznego”, rówieśnicy wywodzący się z pogranicza wschodniej polskości, lecz różni z pochodzenia środowiskowego i stanu biologicznego – gdy jeden był chory od wczesnej młodości, drugi lekarzem został. I choć rozeszły się ich szlaki życiowe, pozostali sobie bliscy do końca. Opowieści o ich dziejach to osobne dramaty polskich losów. Wiemy o nich z wielu źródeł i narracji, nieco ożywionych ostatnio rocznicami śmierci, datami odległymi w czasie i przestrzeni, wiążących jednak napięciem mentalności, pamięci i węzłów słów i czynów w panoramie filozofii pracy. U jednego w koncepcji człowieka wyzwalającego się z oportunistycznej bierności, u drugiego w przemianie „słowa w ciało” urzeczywistnienia idei jako filozoficznej praxis.

Druga połowa XIX w. to dojrzewanie także filozofii do czynu, tej marksistowskiej przemiany świata, w której miał przewodzić ruch robotniczy. Stanisław Brzozowski rozwijał podobną myśl, zauważa Andrzej Walicki, jako „filozofię dojrzałości dziejowej”, wedle której „filozofia powinna służyć zadaniom praktycznym, a nie jedynie poznawczym”. Stąd już tylko krok do tej wysokiej i tak charakterystycznej oceny, jaką Brzozowski wystawi w swoim artykule „Janusz Korczak”, opublikowanym w 1906 roku na łamach „Przeglądu Społecznego”. „Duszą działalności literackiej Janusza Korczaka - czytamy ze wzrastającym zainteresowaniem – jest walka z litością”, „usiłowanie wypalenia z siebie tych obłudnych stanów duchowych, jakie krzewią się w >>sympatycznych<< kołach warszawskich pod mianem altruizmu”. Jego istotą jest sprzeczność w takim działaniu, w którym pogarda dla filantropii i miłosierdzia nieustannie wymienia się z korzystaniem z ofiarności, co ma być jednak pospolitym „usprawiedliwieniem sytości”. Brzozowski wręcz znęca się nad taką obrzędową „warszawką”, nad „ubóstwem przedmiotowej treści”, przerastającym w „żałosność skarg i jęków”. „Korczak ujrzał w prawdziwym świetle tę sferę warszawskiej uczuciowości dlatego, że ją szczerze w sobie przeżył”, [Podobnie jak Brzozowski, który rozciągnął ją w sobie na mizerny sens „pokrzepiania serc” i w krytycznym stosunku do „patriotycznych” osiągnięć literackich Sienkiewicza taką postawę u rodaków wykpił.]

Ale i Korczak obdarza Brzozowskiego swoim uznaniem i oddaniem. Znajduje dobre słowo, gdy trzeba go bronić przed haniebną akcją oszczerstw, lecz najsympatyczniej, z uczuciem wiary we wspólne posłannictwo odwołuje się doń w swojej „Szkole życia”, w której z inspiracji „kochanego Stacha” powstaje utopijny ośrodek wychowawczy na nędznym wówczas Powiślu Warszawy, gdzie młodzież „uczyć się będzie, jak żyją ludzie, jak inaczej żyć można, co umieć i czynić należy, by żyć pełnią wolnego ducha”...

Bardzo ciekawą i pogłębioną analizę tego sprzężenia zwrotnego w owocnym „związku dusz” młodych przyjaciół przedstawił Andrzej Mencwel w studium porównawczym „Pamiętnik Stanisława Brzozowskiego i Pamiętnik Janusza Korczaka, wstęp do paraleli” [„Konstelacje Stanisława Brzozowskiego”, Wyd. U.W. 2012], zestawiając ze sobą te dwa dramatyczne teksty, pisane pod koniec życia każdego z autorów. Nazywa je utworami testamentalnymi, co podpowiada nam oczekiwanie podsumowania tych dwóch trudnych żywotów, ale co – pozostając autobiograficzną syntezą – jest równocześnie głęboką, choć postrzępioną analizą epoki, a co najważniejsze, także rozpaczliwie humanistycznym przesłaniem.

Wstrząsające jest to przeniesienie czasu: Stanisław Brzozowski, umierając w roku 1911 w pięknej Florencji, miał lat 33, Janusz Korczak, ginąc w roku 1942 w strasznej Treblince, przeżył przyjaciela o lat ponad trzydzieści. Brzozowski śmiertelną chorobą na obczyźnie złożony mógł jedynie marzyć o wolnej ojczyźnie; Korczak, doczekawszy się wolnej Polski, przetrwał jej niepodległe blaski i cienie, by paść wraz z nią w kolejnej wojennej hekatombie. Obaj udręczeni cierpieniem ciała i duszy: pierwszy skazany przez okrucieństwo swoich, drugi przez antysemicką nienawiść najeźdźcy. Pierwszy usilnie poszukujący ostatecznego klucza do absolutu, drugi z uporem broniąc przed zagładą swoich podopiecznych. Obaj do ostatniej chwili z pisarską wizją dzieł i pracy na dziesiątki lat. Wysoko ceni prof. Mencwel poziom myślowy obu Pamiętników: „Aforystyczna celność zdań poszczególnych, analityczna trafność fragmentów rozwiniętych, intelektualny rygor kwestii filozoficznych, stanowią oczywiste przeciwieństwo dykcji i stylu rozgadanych pamiętników sarmackich.”

Pamiętnik” Brzozowskiego ukazał się w kilka lat po śmierci pisarza, bodaj w roku 1915, „Pamiętnik” Korczaka musiał odczekać lat kilkanaście, nim się pojawił w druku w roku 1958. Przechowywany przez Igora Newerlego, niegdyś sekretarza Korczaka [patrz: „Żywe wiązania”] wprowadził za sobą w praktyczną myśl edukacyjną całą plejadę młodych pedagogów i wychowawców, otwierając nową drogę do równie poważnego traktowania dzieci jak dorosłych. A dorosłym przypominając: „Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom zaczniesz wykreślać zakres ich praw i obowiązków”.

Stanisław Brzozowski, gdyby zdążył był wkroczyć do katolicyzmu ze swoją innowacyjną myślą mistyczną, mógłby zostać ważnym Kościoła reformatorem, a nawet takim na poły socjalistycznym papieżem. Janusz Korczak wśród swoich heroicznych czynów zrobił więcej niż trzeba, żeby zostać świętym. Nie jestem jedyny, do którego ta myśl ewangelicznie powraca, Tadeusz Konwicki przed kilkunastoma laty wyznał po swojemu: „Moim świętym epoki pieców jest doktor Goldszmit. I jeśli mi zdarzy zrobić coś niezłego, okazać trochę życzliwości bliźniemu, albo napisać kilka ładnych słów czy zdań – zawsze mi się wtedy wydaje, że pomodliłem się do Starego Doktora”.

Przeszłość jest nie tylko ponura. Często unikamy historii, bo nazbyt boli. Nie róbmy tego, na niewiele to się zda. Janusz Korczak kiedyś sobie i nam zapisał: „Kto ucieka od historii, tego historia dogoni”. Ot co.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Konferencja


Wiesława Olbrych

Polska-Rosja – nowe horyzonty

Polska-Rosja – nowe horyzonty” – to w ostatnim roku jeden z ważniejszych tematów i prac Polskiego Oddziału Stowarzyszenia Kultury Europejskiej (SEC), którego centrala międzynarodowa znajduje się w Wenecji.1 SEC działa od ponad półwiecza i skupia się w swej działalności na relacjach między kulturą polską i kulturą światową (ze szczególnym uwzględnieniem naszych europejskich sąsiadów). Za swe niezbędne zadanie SEC uznaje nadanie – na przekór politycznym powikłaniom – partnerskiej dojrzałości kontaktom z kulturą intelektualną i artystyczną Rosji, zarówno w przeszłości, jak i obecnie, powiązaną istotnymi więzami z życiem umysłowym i artystycznym także i Polaków.
Kierunek zamierzonych i prowadzonych już działań polski SEC określa formuła triady: Wenecja (będąca kolebką Stowarzyszenia Kultury Europejskiej i siedzibą jego władz międzynarodowych) – Warszawa – Petersburg.
Szczególnym zainteresowaniem Polski Oddział Stowarzyszenia Kultury Europejskiej obejmuje przestrzeń środkowo-wschodniej Europy, historiozoficzny sens dobrego sąsiedztwa dla Polski, postrzegany dziś w układaniu się z pozostającym poza Unią Europejską Wschodem naszego kontynentu. Sprzyjają temu nowe okoliczności polityczno-gospodarcze, przemiany ustrojowe w naszych krajach i narastające przekonanie o nieodzowności nie tylko pokojowego, ale wręcz twórczego wspólnotowego oddziaływania na charakter rozwijającej się przyszłości, zwłaszcza pomiędzy takimi krajami, jak Polska i Rosja.
We wprowadzeniu do tematu konferencji, Eugeniusz Kabatc, prezes Polskiego Oddziału SEC, stwierdził m. in.: „Pragniemy przyczynić się do rozwijania kultury rzetelnego, otwartego dialogu między środowiskami intelektualnymi i artystycznymi naszych krajów. Jesteśmy przeświadczeni, iż dowiedzie on prawdy dla nas oczywistej: kultura umysłowa nie osiągnęłaby tej postaci, w której się uformowała w Polsce i w Rosji, bez tych więzów, które nas wzajemnie łączyły i łączą. I nie byłaby postrzegana w świecie w taki sposób, w jaki jest oceniana i rozumiana, bez wzajemnej twórczej osmozy i współoddziaływania na siebie. Żadna z tych kultur nie byłaby w stanie osiągnąć w przyszłości takiej skali i głębi, jakie mogą stać jej udziałem dzięki wzajemnemu twórczemu i przyjaznemu współżyciu”.
Mocna i piękna jest ta środkowoeuropejska oś kultury i sztuki: Wenecja – Warszawa – Petersburg, wokół której ożywają po sąsiedzku drogi dóbr materialnych, jak ta z bursztynu i soli, najwcześniejsza, biegnąca naprzeciw, i ta duchowa, ekumeniczna, wenecko-wschodnia, przemierzana przez artystów budownictwa i malarstwa, obdarowujących najhojniej otwierający się na Europę Petersburg. A można na tej drodze zatrzymać się w Warszawie.
Paradoks losu sprawił, że nieszczęścia polityczne Polaków najbardziej zbliżyły te miasta do siebie. Dramatyczne są dzieje polsko-rosyjskich stosunków porozbiorowych, ale to w nich się kryją najliczniejsze i nieoczekiwanie nadzwyczaj owocne przykłady związków Polaków i Rosjan w kulturze, nauce i sztuce. Ich rezultaty i ślady, to nie tylko interesująca przeszłość, to zaskakująca nieraz w swej oczywistości bogata synteza historii, teraźniejszości i przyszłości.
Nasza wiedza w tej mierze potrzebuje uporządkowania i usystematyzowania. Podejmując tę pracę, określiliśmy kilka podstawowych punktów widzenia, które stanowią tematy naszych rozważań. Są to:
Polacy w Rosji;
Rosjanie w Polsce;
Nowe perspektywy bezpośredniego sąsiedztwa.
Polacy w Rosji to najpierw długa historia wojen i ich konsekwencji, a więc dramatów i nieszczęść przeplatanych migracją przymusową i dobrowolną, która rodziła tyleż reakcji buntu, co i związki współpracy. Czynna obecność Polaków w życiu społecznym Rosji miała charakter zarówno etniczny, jak też integralny, bowiem włączali się w struktury państwa i odgrywali znaczącą rolę w różnych dziedzinach rozwijającej się tam kultury i nauki.
Rosjanie w Polsce – to najpierw dramatyczna ekspansja polityczna i militarna, przekształcająca się także w charakterystyczną dla oddziaływania bezpośredniego fraternizację etniczną i obywatelską. Stosunki rozbiorowe stwarzały wprawdzie nieustanne napięcia społeczno-polityczne, ale otwierały też zupełnie nowe przestrzenie cywilizacyjnego i ekonomicznego współistnienia. Powstawały przy tym silne linie przesyłowe w kulturze i sztuce, których znaczenie pozostało szczęśliwie trwałe do dziś.
Nieszczęśliwym natomiast, choć równie trwałym elementem w stosunkach zarówno państwowych, jak i narodowych pozostawał konflikt religijny. Prawosławie w czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów odgrywało ogromną rolę religijno-etniczną na rozległych obszarach naszych Kresów wschodnich. Niefortunna próba Kościoła katolickiego połączenia obu wyznań chrześcijańskich wspólną Unią Brzeską wywołała stan długotrwałej wrogości, po krwawe konflikty włącznie. Ale właśnie dziś, (2012 r.) została podjęta próba ich pojednania przez najwyższe hierarchie obu Kościołów.
Pozytywną rolę w tym układzie rzeczy odegrała wspólna historycznie oś kultury śródziemnomorskiej, rozwijająca się przez wieki na linii Wenecja – Warszawa – Petersburg. Od czasów Piotra I, na północy wyrąbującego „okno do Europy”, muzyka, malarstwo, architektura wszystkich miast leżących na tej osi rozwijały się pod znaczącym wpływem kultury śródziemnomorskiej. Odcisnęła też znaczące piętno na wysokiej oświacie uniwersyteckiej i politechnicznej, niezbędnej także młodzieży polskiej, korzystającej po drodze z uczelni w Dorpacie i Królewcu.
Królewiec, Königsberg, Kaliningrad – to projekt współczesny. Okręg Kaliningradzki stał się najbliższym rosyjskim sąsiadem Polski. W sposób naturalny może i powinien być nowym węzłem trzech kultur, ośrodkiem europejskiej współpracy.
Dążąc do realizacji postawionych zadań, w bieżącym, 2012 roku Polski Oddział Stowarzyszenia Kultury Europejskiej zorganizował dwie konferencje. Wspólnie ze Związkiem Literatów Polskich w marcu konferencję poświęconą pamięci Jarosława Iwaszkiewicza, zatytułowaną „Między Wenecją a Petersburgiem”. Stała się ona swoistym wstępem do drugiej tegorocznej konferencji, na której w październiku dyskutowaliśmy nad tematem „Polska–Rosja, nowe horyzonty” – o jaśniejszych możliwościach polsko-rosyjskiego sąsiedztwa. Jako jej współorganizator dołączyło do nas Stowarzyszenie Współpracy Polska -Wschód.
W obu wyżej wymienionych imprezach znaczącą rolę odgrywała muzyka, polska i rosyjska. Słuchaliśmy jej w Stawisku, w Domu-Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. Stawisko – to miejsce niezwykłe. Przez dziesięciolecia było ważnym ośrodkiem życia kulturalnego, miejscem spotkań artystów, zwłaszcza literatów i muzyków. Stało się schronieniem dla wielu z nich w chwilach zagrożenia życia (zwłaszcza podczas wojny). Muzyka zawsze była tu równie ważna jak literatura. Sam Iwaszkiewicz oprócz studiów prawniczych odbył studia muzyczne. Na kształtowanie jego zainteresowań literacko-artystycznych znaczący wpływ miała przyjaźń z Karolem Szymanowskim, która przyniosła także wspólne przedsięwzięcia twórcze (m.in. napisał libretto do opery Król Roger).
Intelektualni potomkowie Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów kultywują magię tego miejsca. Chętnie i serdecznie goszczą wszystkich chętnych do odwiedzenia ich domu. Uczestnicy naszej konferencji zebrali się tam, aby w tym właśnie otoczeniu posłuchać dr Grzegorza Wiśniewskiego, który w swoim wystąpieniu omówił związki Milija Bałakiriewa, przywódcy „Potężnej Gromadki”, skupiającej najwybitniejszych rosyjskich kompozytorów epoki (m.in. Modest Musorgski, Nikołaj Rimski-Korsakow, Aleksandr Borodin) z Polską, w szczególności z Fryderykiem Chopinem. O tych związkach dr Wiśniewski napisał książkę prezentowaną w Stawisku i w Domu Literatury w Warszawie: W hołdzie Chopinowi. Bałakiriew w Warszawie i Żelazowej Woli, wydaną staraniem Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina i Państwowego Instytutu Wydawniczego w Warszawie w 2011 roku.
Jest faktem, że muzyka Chopina wywarła wielki wpływ na rosyjską twórczość kompozytorską – poczynając od Michaiła Glinki, poprzez słynną, wspomnianą już „Potężną Gromadkę”, po Anatolija Ladowa, Aleksandra Skriabina czy Siergieja Rachmaninowa. Ale Bałakiriew był chyba największym entuzjastą tego kompozytora. „Uznanie [Bałakiriewa] dla muzyki Chopina graniczyło z fanatyzmem” – konstatował Mieczysław Tomaszewski; sam Bałakiriew powiadał: „Nie wiem, dlaczego twórczości Chopina daję pierwszeństwo, ale mnie on zawsze głęboko wzrusza. Jego muzyka jest pokrewna mej duszy”2. Z utworami Chopina – mówił Grzegorz Wiśniewski – zetknął się Bałakiriew jeszcze nim osiągnął wiek młodzieńczy; towarzyszyły mu one przez całe długie życie aż do samego jego końca. Muzykę Chopina poznał, przestudiował i grał z pamięci niemal w całości, obficie do niej nawiązywał we własnych kompozycjach, tworzył jej transkrypcje, opracowywał jej wydania, zabiegał o jej publiczną obecność, budował jej kult. Istotę tej muzyki upatrywał w jej polskości. Wraz z innymi członkami „Potężnej Gromadki” postrzegał twórczość naszego „naczelnego artysty” jako swoisty wzorzec muzyki narodowej, wskazujący drogę, którą powinna podążyć i twórczość rosyjska. „Odejmijcie od Chopina Polskę – cóż zostanie? Autor drobnych utworów na fortepian, a nie największy z dotychczasowych geniuszy muzycznych” – powiedział Bałakiriew w rozmowie z A. Brusselem, przywołanej w jego artykule „L’evolution musicale en Russie” opublikowanym w gazecie „Le Figaro”3. Podobnego zdania był o Chopinie genialny pisarz rosyjski Lew Tołstoj, który powiedział: „Polaków można kochać już za to jedno, że mieli Chopina!”4
W Stawisku nie tylko słuchaliśmy o niedających się przecenić zasługach Milija Bałakiriewa dla uratowania Żelazowej Woli, jako miejsca pamięci o Chopinie, ale też usłyszeliśmy kilka kompozycji Bałakiriewa odegranych przez prof. Joannę Maklakiewicz. Wytworzyła się atmosfera, jak na spotkaniach u Państwa Iwaszkiewiczów, którzy muzykę kochali i za ich życia często w Stawisku rozbrzmiewała. O czym przypomniała muzykolog, dyrektor Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów, Alicja Matracka-Kościelny, wprowadzając gości konferencji w poczucie szczególności miejsca, w którym się znaleźli.
Poza muzyką, konferencję poświęconą jasnym stronom polsko-rosyjskiego sąsiedztwa w dziedzinie kultury i jej recepcji ozdobiło i uświetniło malarstwo. Z jej to okazji i wyłącznie na czas trwania obrad w Domu Literatury w Warszawie została zorganizowana unikatowa pośmiertna wystawa prac Ely (Eligiusza) Bielutina. Prezentowane dzieła pochodziły ze zbiorów prywatnych jego polskich przyjaciół, zwłaszcza rodziny Dobroczyńskich. O Bielutinie było ostatnio głośno i pewnie jeszcze będzie, bowiem ten niedawno zmarły (w lutym br.) wybitny twórca zapisał testamentem swoje bogate zbiory malarstwa Polsce. Był Polakiem o włoskich korzeniach, ceniącym sobie swe związki z Polską, choć w Moskwie żył i tworzył. Na konferencji opowiedział o nim były ambasador Polski w Federacji Rosyjskiej Andrzej Załucki. Dziadek Eligiusza Bielutina, przybyły do Polski z Włoch dla zorganizowania życia muzycznego Krakowa, ożenił się z polską arystokratką Potocką. Ojciec, zagnany zawieruchą dziejów do rewolucyjnej Rosji, został zastrzelony przez sowieckie służby bezpieczeństwa. Bielutin był uczniem Kuzniecowa, Lentułowa i Tatlina. Był profesorem, autorem wielu książek z historii i teorii sztuki. Międzynarodową sławę uzyskał m.in. jako twórca teorii Powszechnego kontaktu – nowy realizm. Teoria ta, odrzucając XIX-wieczny akademizm i fotograficzny realizm, a opowiadając się na rzecz abstrakcyjnego pojmowania sztuki, stała się w okresie poststalinowskim podstawą dla unikalnego rosyjskiego ruchu artystycznego. Zorganizowana przez artystę wystawa rosyjskiej awangardy Moskwa, Maneż 1962 zamknięta została decyzją najwyższych władz ZSRR. Obecnie prace Eligiusza Bielutina znajdują się w ponad pięćdziesięciu muzeach świata.
W konferencji SEC uczestniczył jeszcze jeden ambasador Polski najpierw w ZSRR, a potem w Federacji Rosyjskiej, Stanisław Ciosek, który podzielił się z zebranymi intrygującymi opowieściami z okresu piastowania tej funkcji w Moskwie w czasie szczególnie złożonym dla tej części Europy i świata.
Ważnym akcentem konferencji była projekcja w Domu Literatury filmu „Człowiek. Szkice do portretu Sokratesa Iwanowicza Starynkiewicza” – poświęconego postaci powszechnie uznawanego za jednego z najbardziej zasłużonych dla miasta prezydentów Warszawy. Sprawował ten urząd, jako p. o. z carskiego nadania w latach 1875–1892. Mimo że był carskim generałem, mieszkańcy Warszawy bardzo go szanowali, bo też położył niemałe zasługi dla miasta, z których być może największą było doprowadzenie do zbudowania w nim nowoczesnej sieci wodociągowej i kanalizacyjnej, czego nie miał wtedy nawet sam Petersburg – stolica Imperium Rosyjskiego. Starynkiewicz znany był także z wielkiej szlachetności i dobroci, a Prus w jednej z Kronik nazwał go człowiekiem honoru i uczciwości. I była to powszechna opinia. W ciągu 17 lat jego prezydentury Warszawa dokonała prawdziwego skoku cywilizacyjnego. Z zaniedbanego miasta o przestarzałej infrastrukturze i prowincjonalnym wyglądzie przeobraziła się w nowoczesną metropolię. „Starynkiewicz – napisała historyk Anna Słoniowa – zastał Warszawę w gruncie rzeczy osiemnastowieczną, a zostawił dwudziestowieczną”. Film o Starynkiewiczu, na zamówienie Muzeum Historycznego w Warszawie, nakręciła Elżbieta Tamara Jakżyna, do niedawna Rosjanka zamieszkała w Moskwie, dziś już Polka z Warszawy. Pochodzi z polskiej rodziny i ceni sobie ten fakt, zna polską historię i kulturę, włada dobrze polskim językiem. Przez lata pracowała na rzecz dialogu między środowiskami intelektualnymi i artystycznymi naszych krajów „tam”, dziś to samo robi „tu”, ale nadal „tam”, bo wciąż dużo czasu spędza w Rosji. Od ponad 12 lat prowadzi dział „Polska” („Польша”) w almanachu „Mecenat i Mir” („Меценат и мир”), o którym również warto wiedzieć. Almanach jest periodykiem jedynym w swoim rodzaju. To projekt autorski Lewona Osepiana, rosyjskiego Ormianina. Zawiera informację bardzo różnorodną o wielu kulturach narodowych, prezentowanych w odrębnych rozdziałach, która w rezultacie tworzy propozycję całościowego spojrzenia na życie kulturalne blisko dwudziestu krajów, bliskich sobie duchowo i dążących do zachowania, jak też podkreślenia tej bliskości. Kraje słowiańskie, kultura słowiańska, są w almanachu „Mecenat i Mir” uprzywilejowane, a pierwszym działem narodowym, który pojawił się w nim, począwszy od pierwszego numeru, był rozdział „Polska” i do dzisiaj zajmuje on tu szczególne miejsce. To piękny i konkretny przykład działania na rzecz rozwijania kultury rzetelnego, otwartego dialogu między środowiskami intelektualnymi i artystycznymi Polski i Rosji.
Bliskość polsko-rosyjska w kulturze osiągana poprzez kontakty między twórcami stanowiła główne przesłanie wystąpienia profesor Alicji Wołodźko Butkiewicz, która tę problematykę zna zarówno ze swojej działalności naukowej i dydaktycznej (przez wiele lat kierowała Instytutem Rusycystyki Uniwersytetu Warszawskiego), edytorskiej (kierowała redakcją literatur słowiańskich w PIW przez całe lata 80., tj. dopóki ta redakcja istniała), a także jako tłumaczka rosyjskiej literatury pięknej na język polski i animatorka życia kulturalnego wokół literatury rosyjskiej i jej twórców.
Życie stworzyło profesor Wołodźko szczególne możliwości zdobycia dogłębnej wiedzy o Rosji, w tym o literaturze rosyjskiej, z których skrzętnie skorzystała. Rusycystykę studiowała na Uniwersytecie Łomonosowa w Moskwie, gdzie, co prawda, zajęła się studiami językoznawczymi (w owym okresie literaturoznawstwa w MGU studiować było nie sposób, gdyż obowiązywała tam już nazbyt prymitywna indoktrynacja), poznała jednak wielu wybitnych w późniejszych latach uczonych zajmujących się literaturą i językiem, jak też pisarzy, dzięki którym udała jej się rzecz unikalna – zrozumiała „ducha” kraju, którego kulturą miała się zajmować zawodowo przez kolejne dziesięciolecia. Po studiach, kiedy wróciła do Polski, podjęła pracę na UW, a także przez kilka lat była sekretarzem Seweryna Pollaka. To też był jej kolejny „uniwersytet”. Pollak dyskutował z nią o literaturze rosyjskiej, otwierał oczy na zjawiska wówczas nieznane polskim rusycystom. I przede wszystkim miał wspaniałą bibliotekę, pełną ówczesnych prohibitów, literatury dysydenckiej, niedostępnej dla zwykłych odbiorców kultury. M. in. to dzięki niemu przeczytała już w połowie lat 60. Stromą ścianę, czyli łagrowe wspomnienia Eugenii Ginzburg, matki Wasilija Aksjonowa. Oficjalnie w ówczesnej rzeczywistości radzieckiej nie istniały żadne „łagry”, ani dysydenci, nie było literatury „drugiego obiegu”. Dla nikogo, dla wykładowców i studentów rusycystyki również.
Gdy się zastanawiam, ilu ja, warszawianka od czterech pokoleń, wyłącznie z racji swoich zainteresowań zawodowych poznałam Rosjan – zarówno naukowców, jak ludzi kultury – mam wrażenie, że gdybym chciała sporządzić ich rejestr, byłoby to parę setek nazwisk” – powiedziała profesor Wołodźko na konferencji SEC. Wśród tych setek są postacie wybitne, o których należy pamiętać, zwłaszcza, że już odeszły, a na nich przez dziesięciolecia opierała się współpraca między Polską i Rosją w dziedzinie literatury.
Na przykład Jelena Zacharowna Cybienko (1923-2011) – legendarna polonofilka moskiewska, polonistka, profesor Uniwersytetu im. Łomonosowa. Przez swoje długie życie wychowała kilku pokoleń rosyjskich polonistów, polonistkami są także jej córka i wnuczka. Pisała niemal o wszystkich naszych znaczących pisarzach. Żyła i pisała długo, trudno byłoby tu wymieniać wszystkie jej prace, jest m.in. autorką rozprawy o Jarosławie Iwaszkiewiczu, współtwórcy światowego Société Européenne de Culture, pierwszego i wieloletniego Prezesa Polskiego Oddziału SEC.
Wychowankiem profesor Cybienko był także niedawno zmarły (w 2011 r.) polonista profesor Wiktor Choriew. Wielki sympatykiem naszego kraju, miał tu zresztą rzesze przyjaciół, polonofil, a zarazem wybitny rosyjski uczony, wielki znawca polskiej kultury, zwłaszcza literatury. Każdego roku spędzał w Polsce dużo czasu, głównie w bibliotekach, uczestniczył w konferencjach, udzielał wywiadów, pisał. Wiele jego prac poświęconych jest problematyce polsko-rosyjskich kontaktów literackich. Ich bibliografia, począwszy od 1962 roku, obejmuje blisko 500 pozycji, w tym ponad 20 książkowych. Jest autorem haseł o polskiej literaturze i pisarzach polskich we wszystkich rosyjskich literaturoznawczych słownikach i encyklopediach wydanych w minionym półwieczu. Jego prace wychodziły w wielu językach, m. in. po polsku, niemiecku, czesku. słowacku, słoweńsku, łotewsku, a nawet kazachsku. W swojej ostatniej książce – Wosprijatije Rossii i russkoj litieratury polskimi pisatielami omawia m. in. recepcję w Polsce twórczości Dostojewskiego, rosyjskie wątki w twórczości Iwaszkiewicza, pisze o Konstantym Ildefonsie Gałczyńskim, jak go postrzegali i tłumaczyli poeci rosyjscy. Dwa lata wcześniej wydał podręcznik do historii literatury polskiej dla rosyjskich odbiorców – świetnie napisany, przejrzysty, wskazujący na to, co nazywamy „związkami kulturowymi polsko-rosyjskimi”. Polski Oddział SEC przyznał mu swoją honorową nagrodę dla twórców najbardziej zasłużonych dla rozwoju kultury europejskiej. Profesor Choriew otrzymał ją za wybitne osiągnięcia w badaniach literatury polskiej i upowszechnianie polskiej kultury w Rosji.
Bardzo interesujące były kontakty profesor Wołodźko z reprezentantami rosyjskich środowisk twórczych. Tu streszczę, co profesor powiedziała o jednym z nich, bowiem, choć wybitny, jest w Polsce nieznany. Już na studiach w Moskwie poznała Wsiewołoda (Siewę) Niekrasowa, milczącego, nieśmiałego, nieco dziwacznego, chorowitego poetę, który w czasach radzieckich nigdy nie wydrukował ani jednego wiersza. Bo też jego wiersze zdumiewały, głównie swą formą, ale i treścią. Były to wiersze białe, o wizualnym kształcie, a ze względu na eksperymentatorstwo słowne przypominały poetykę rosyjskich futurystów. I nie miały nic wspólnego z obowiązującą linią partii – sporo w nich było drwiny, ironii, parodystyczności. Gdy po transformacji rosyjski underground wypłynął na literacką powierzchnię, okazało się, że ten poeta, to duchowy ojciec rosyjskiego konceptualizmu, jeden z czołowych jego przedstawicieli, doceniany zresztą bardziej za granicą niż w Rosji.
Kontakty z rosyjskimi literatami nasiliły się, kiedy profesor Wołodźko podjęła pracę w PIW, tj. od 1982 r. Nader swoisty charakter miał ostatni okres jej pracy w wydawnictwie. Do końca lat 80., z uwagi na bardzo surową cenzurę, można było publikować tylko te utwory pisarzy rosyjskich, które były wydawane oficjalnie w ZSRR. Zakaz druku dotyczył wszystkich pisarzy represjonowanych, czy przebywających na emigracji – od Gajto Gazdanowa po Aleksandra Sołżenicyna, Wasilija Aksionowa, Siergieja Dowłatowa. Ale kiedy w końcu lat 80. zniknęła cenzura, to jednocześnie zmieniła się sytuacja wydawnicza, i to tak radykalnie, że dla literatury rosyjskiej zabrakło miejsca w polskich wydawnictwach. Mimo tego jednak udawało się z wielkim trudem pewne rzeczy wydać, także w jej przekładzie.
Chyba największe znaczenie w dorobku translatorskim profesor Wołodźko miało przyswojenie Polakom twórczości Jurija Drużnikowa, rosyjskiego pisarza, autora powieści, mikropowieści, opowiadań, esejów, i amerykańskiego uczonego-slawisty, profesora uniwersytetów w Teksasie i Kalifornii, zmarłego w 2007 r .
Był człowiekiem niepokornym, kiedy już zaczął tworzyć literaturę piękną musiał zostać dysydentem (ros. „inakomyslaszczij”, tj. „myślący odmiennie”, czytaj: samodzielnie). Taka jest najgłębsza, najbardziej wartościowa rosyjska tradycja – pisarza jako strażnika sumienia. Jego odwaga tworzenia przejawiła się najpełniej w najbardziej znanym utworze tego pisarza – Anioły na ostrzu igielnym. Była to pierwsza dojrzała próba opisania rodzenia się i krzepnięcia ruchu dysydenckiego w ówczesnym ZSRR. Profesor Wołodźko przełożyła tę powieść i wiele o niej pisała. Dla Drużnikowa owymi tytułowymi „aniołami” są rosyjscy dysydenci, ludzie niepokorni, którzy podjęli walkę z narzucanym odgórnie kłamstwem, będącym czymś w rodzaju państwowej religii, podawanej do absolutnego wierzenia, bez możliwości dyskusji i zgłaszania wątpliwości. Anioły na ostrzu igielnym – to rzeczywiście jego opus magnum, uznawane są powszechnie za jedną z najważniejszych powieści XX wieku. Jurij Drużnikow był kandydatem do Nagrody Nobla.
Na samym początku działalności pisarskiej, kiedy ukazało się drukiem kilka jego pierwszych utworów, Drużnikow został przyjęty do Związku Pisarzy Radzieckich. Ale gdy stał się dysydentem, a zwłaszcza gdy zaczął publikować swoją twórczość za granicą, został wyrzucony z tej organizacji, co skomentował z humorem: „Jak mnie przyjęli do Związku, to znalazłem się w niezbyt dobrym towarzystwie. Dobrze że niezbyt długo oddziaływało na mnie, nie zdążyłem się zatruć. (…) Wygrałem natomiast, jak mnie wyrzucili, bo trafiłem do nader zacnego grona: Boris Pasternak, Andriej Siniawski, Aleksandr Sołżenicyn, Lidia Czukowska, Lew Kopielew”. Wykluczenie ze Związku Pisarzy pociągnęło za sobą wiele przykrych następstw, przede wszystkim niemożność druku w oficjalnym obiegu. Pozostał mu samizdat i tamizdat.
Po wyjeździe na emigrację Drużnikow nawiązał kontakty z Polską, które okazały się bardzo owocne i przyniosły przyjaźnie z czołówką polskich historyków literatury rosyjskiej. Te kontakty miały dla Drużnikowa duże znaczenie psychiczne, był to przecież okres, kiedy jego twórczość nie istniała w obiegu literackim w jego ojczyźnie. O tym, jak je cenił, świadczy fakt, iż po latach (w 2005 r.) udzielił Tatianie Chochłowej wywiadu, któremu sam nadał znaczący tytuł: „Polska – moją trzecią ojczyzną”, a na którymś ze spotkań zwierzył się, żе gdyby znów musiał emigrować, poprosiłby o azyl w Polsce. Był to oczywiście żart, ale wiele mówiący.
Drużnikow zawsze wysoko cenił recepcję swojej prozy w Polsce. Uważał, że Polska znacznie wyprzedza Rosję pod względem niezależności myślenia. Dostrzegając brak tej niezależności w swoim ojczystym kraju, mimo przemian, jakie w nim zaszły w ostatnim dwudziestoleciu, nie zdecydował się na powrót do swojej pierwszej ojczyzny, co przecież zrobiło wielu innych rosyjskich emigrantów.
Innym wybitnym pisarzem emigracji rosyjskiej, o którym wypowiadała się profesor Wołodźko, był Władimir Maksimow. Zadziwiające były zawirowania jego losów i poglądów – najpierw małoletni przestępca, tzw. bezprizorny, karany za rabowanie wagonów pobytem w kolonii, potem radziecki pisarz – szestidiesiatnik, następnie pisarz religijny (jak twierdził – nauczył go wierzyć w Boga Dostojewski). W latach 60. zaczął się dobrze się zapowiadać jako prozaik. Duży rozgłos, także w Polsce, zyskała wtedy jego mikropowieść A człowiek żyje. Podobnie jak Drużnikow, był przyjęty do Związku Pisarzy Radzieckich (1963), a potem z niego wydalony (1973) za publikację tekstów w sam- i tamizdacie. Wyjechał na stałe za granicę, był emigrantem tzw. III fali. Założył i został redaktorem naczelnym emigracyjnego pisma „Kontynent”, wydawanego w Paryżu w latach 1974–1992, a następnie w Moskwie, tu pod red redakcją Igora Winogradowa. W ostatnich latach życia, na początku lat 90. (zmarł w 1996 r.) kilkakrotnie odwiedził Warszawę. Przyjeżdżał m. in. na konferencje, organizowane przez Rosyjski Ośrodek Nauki i Kultury (w czym wielką zasługę miała Tatiana Chochłowa) i Pracownię Literatur Wschodniosłowiańskich Instytutu Slawistyki PAN, kierowaną przez Andrzeja Drawicza. Był na nich najważniejszym i niezmiernie serdecznie przyjmowanym gościem, oczywiście z uwagi na jego unikalne dokonania twórcze, ale sam też przejawiał wielką atencję dla Polski i Polaków. W Polsce przetłumaczono kilka powieści Maksimowa (w tym Koczowanie do śmierci w przekładzie Henryki Broniatowskiej).
W podobnym duchu jak profesor Wołodźko – emocjonalnie, w oparciu głównie na osobistym doświadczeniu – choć odmiennie z punktu widzenia penetrowanych obszarów wypowiadała się na konferencji SEC profesor Wiktoria Śliwowska. Tego ducha i emocje oddaje jedna z jej ostatnich książek, napisana wspólnie z mężem, René Śliwowskim, wybitnym rusycystą – Rosja – moja miłość – w której ci znakomici uczeni opisali swoje kontakty z rosyjskim światem nauki i kultury, ciągnące się od czasów, gdy oboje studiowali na Uniwersytecie w Leningradzie. Profesor Śliwowska jest historykiem, bada dzieje Rosji w XIX wieku i zesłań Polaków na Syberię. Dla nas, w Stowarzyszeniu Kultury Europejskiej, najbardziej interesujące są prace profesor Śliwowskiej poświęcone dziejom polskich zesłańców, m.in.: Zesłańcy polscy w Imperium rosyjskim w 1. połowie XIX wieku (1998), Syberia w życiu i pamięci Gieysztorów – zesłańców postyczniowych (2000), Ucieczki z Sybiru (2005). Na konferencji SEC profesor Śliwowska prezentowała swoją najnowszą książkę Historyczne peregrynacje. Szkice z dziejów Polaków i Rosjan w XIX wieku, wydaną przez Instytut Historii PAN w 2012 roku. Ciekawe są jej komentarze wiążące wielkie wydarzenia w życiu politycznym, społecznym i kulturalnym Rosji z Polską i Polakami. Np., w rozdziale o dekabrystach, po opisie przebiegu powstania dekabrystów, zamieściła duży fragment o nadwiślańskich echach powstania nad Newą. Najciekawsze wydają się jednak chyba przede wszystkim jej teksty poświęcone zesłańcom syberyjskim, bo unikalne, zwłaszcza kiedy pisze o wkładzie Polaków i Polek w rozwijanie humanistycznej kultury na Syberii5.
Profesor Śliwowska próbuje także badać, co dzisiaj przeszkadza w dobrym sąsiedztwie Polski i Rosji, o tym czytamy m.in. w jej artykule O tym, jak rusofobia może zaćmić umysł najbardziej rzetelnego historyka – o kompromitującej edycji Tygodni Mikołaja Pawliszczewa, książki poświęconej powstaniu styczniowemu, przygotowanej do druku i opatrzonej przedmową przez wybitnego rosyjskiego historyka Jurija Iwanowicza Sztakelberga dla PAX-u, ale przejętej przez Bellonę. Książka została wydana ze wstępem płk. Apoloniusza Zawilskiego, zawierającym insynuacje i oszczerstwa pod adresem zarówno cenionego badacza powstania styczniowego Jurija Sztakelberga, jak i wydawców dwudziestopięciotomowej edycji polsko-rosyjskiej pt. Powstanie styczniowe. Materiały i dokumenty, a także liczne przekłamania, niepozwalające traktować książki wydanej przez Bellonę za naukową6.
Był w historii Polski okres, kiedy obecność u nas wybitnych twórców rosyjskich stała się szczególnie znacząca – po rewolucji październikowej, kiedy po półtorawieczu zniewolenia przez zaborców, w tym przez Rosję, Polska odzyskała niepodległość. Po wielkim przewrocie historycznym w Rosji wielu Rosjan, także pisarzy, nie widziało dla siebie miejsca w swojej ojczyźnie. Było też tak, że w Rosji Radzieckiej tamtych czasów głodowali i umierali w nędzy liczni znani twórcy – Nikołaj Gumilow, Aleksander Błok, Fiodor Sołłogub, Wasilij Rozanow. Wielu podjęło decyzję o emigracji. Wyjechali na Zachód, po drodze zatrzymując się na długo, lub nawet na zawsze, w Polsce. Niektórzy odcisnęli zauważalne piętno na polskiej kulturze tamtego okresu. Mówiła o tym na konferencji SEC profesor Lola Zwonariowa, filolog-literaturoznawca i historyk.
Profesor Zwonariowa od trzech dziesięcioleci jest stałą uczestniczką konferencji literaturoznawczych organizowanych przez polskie uniwersytety oraz Rosyjski Ośrodek Nauki i Kultury w Warszawie i jego filię w Gdańsku, współorganizatorką polsko-rosyjskiej wymiany naukowej i kulturalnej. Opublikowała dotychczas ponad 300 artykułów poświęconych historii kultury, sztuki, literatury, pedagogiki, a także wydała dziewięć książek, przygotowuje obszerną monografię Jurija Drużnikowa.
Profesor Zwonariowa przedstawiła uczestnikom konferencji wiele ciekawych faktów z okresu pobytu w Polsce, zwłaszcza w Warszawie, czterech wybitnych rosyjskich twórców, którzy uciekli z Rosji po przewrocie bolszewickim – Dmitrija Miereżkowskiego i Zinaidy Gippius, którzy byli małżeństwem, a także Dmitrija Fiłosofowa i Borisa Sawinkowa. Zaprezentowane fakty były mało nam znane, ponieważ przez wiele dziesięcioleci milczano o nich w Polsce z przyczyn cenzuralnych. Dlatego wystąpienie profesor Zwonariowej wzbudziło wielkie zainteresowanie uczestników konferencji. Walentyna Mikołajczyk-Trzcińska w krótkim eseju dla „Miesięcznika” wydawanego przez Marię i Ryszarda Ulickich, napisała z niekłamanym zachwytem: „No i na zakończenie – rarytas: profesor Lola Zwonariowa z Moskwy. Zaprezentowała nam zapiski Dmitrija Miereżkowskiego z okresu jego pobytu na emigracji w Polsce. Dmitrij Siergiejewicz Miereżkowski (ur. 1865 r. w Petersburgu, zm. 1941 r. w Paryżu) – pisarz, poeta, krytyk literacki, historyk, filozof i tłumacz rosyjski epoki srebrnego wieku, jeden z pierwszych twórców rosyjskiego symbolizmu. Jego żoną była poetka Zinaida Gippius, twórczyni ekskluzywnego salonu w Sankt-Petersburgu. Życiorys miał barwny: w trakcie rewolucji 1905 roku zaangażował się po stronie rewolucjonistów, przez co spotkały go carskie szykany i w rezultacie musiał wyemigrować do Paryża. Po rewolucji bolszewickiej wrócił do kraju i znów musiał ratować się ucieczką – wpierw do Polski, a w konsekwencji do Paryża, gdzie zaczął ostrą działalność antybolszewicką, za co jego dzieła zostały w kraju zakazane i wycofane z obiegu. Podczas pobytu w Polsce Miereżkowski spotkał się z Marszałkiem Piłsudskim, który wywarł na nim tak silne wrażenie, że żaden polski piłsudczyk nie powstydziłby się panegiryku, jaki powstał spod pióra tego Rosjanina. Potem, jak się zdaje, rozczarował się jednak do Polski i osiadł w Paryżu, ale ślad w zapiskach pozostał”.
Swoje wystąpienie, zatytułowane Bojownik z wojującym chamem7. Publicystyka Dmitrija Miereżkowskiego z okresu warszawskiego, profesor Zwonariowa oparła na materiałach i dokumentach. Po rewolucji Miereżkowscy uciekli z Rosji, przez Bobrujsk, Mińsk i Wilno dotarli do odrodzonej Polski. Zatrzymali się w Warszawie. Pisarze od dawna czuli bliskość z Polakami walczącymi o swoją niepodległość. Dmitrij Miereżkowski w wykładzie o twórczości Adama Mickiewicza określił Polaków jako naród ukrzyżowany. Wiosną 1920 r. Miereżkowscy gościli u młodego przyjaciela z czasów petersburskich, artysty i pisarza Józefa Czapskiego w rodowej posiadłości Czapskich Mordy pod Mińskiem. W lipcu tego roku zaczęli wydawać w Warszawie gazetę „Swoboda” (wychodziła w latach 1920–1932), której hasłem stały się słowa – „Za Ojczyznę i za wolność”. Na pierwszej stronie gazety „Swoboda” wydrukowano, że jej najbliższymi współpracownikami będą: B.G. Sawinkow, O.I. Rodiczew, D.S. Miereżkowski, Z.N. Gippius, D.F. Fiłosofow. Z Dymitrem Fiłosofowem i Borysem Sawinkowem zaprzyjaźnieni byli od dawna, łączyły ich poglądy na rzeczywistość polityczną Rosji i na jej literaturę. Wkrótce jednak doszło do rozdźwięku w tym zespole. Sawinkow stał się rzeczywistym wydawcą i kierownikiem gazety „Swoboda”, a Fiłosofow, poddawszy się jego urokowi, oddalił się od Miereżkowskich, zwłaszcza że Sawinkow coraz mniej się liczył z ich zdaniem, o czym ze smutkiem i żalem wspomina w pamiętnikach Zinaida Gippius.
Wiara, że potężny Piłsudski ze swoimi legionistami pobije bolszewików i uwolni Rosję od radzieckiego Antychrysta przez kilka miesięcy 1920 roku była iluzją Miereżkowskich. Przez czas pobytu w Warszawie rozczarowali się do taktyki i strategii otoczenia Naczelnika Państwa Polskiego, snującego marzenia o Wielkiej Polsce. Miereżkowscy wyjeżdżają do Paryża, gdzie nadal aktywnie uczestniczą w polemice literackiej, organizują niedzielne posiady literackie i zakładają literackie stowarzyszenie „Zielona lampa”, piszą nowe książki, publikują artykuły. Z niecierpliwością oczekiwali dnia upadku reżimu bolszewickiego, próbowali go przybliżyć swoją pracą literacką. Marzyli o powrocie do Rosji.
Dymitr Fiłosofow do końca życia pozostał w Polsce, w Warszawie (zmarł w 1940 r. w Otwocku pod Warszawą), gdzie był ważną postacią życia kulturalnego. Razem z Michaiłem Arcybaszewem, który też po rewolucji wyemigrował z Rosji i osiadł w Warszawie (zmarł tu w 1927 r.), wydawał emigracyjną gazetę „Za swobodu”. Współpracował z wieloma innymi emigracyjnymi pismami, m.in.: „Swoboda”, „Mołwa”, „Miecz”, w których publikował rozprawy, eseje i felietony poświęcone rosyjskiej kulturze i royjsko-polskim związkom w kulturze i sztuce. W 1935 r. założył klub literacki „Domek w Kołomnie”, gdzie w dyskusjach „przy samowarze” spotykali się m.in. Maria Dąbrowska, Julian Tuwim, Leon Gomolicki, Bolesław Miciński, Stanisław i Jerzy Stempowscy.
Historia polsko-rosyjskiego sąsiedztwa to wielki i rozległy temat. Od lat jest przedmiotem obrad licznych konferencji organizowanych przez uniwersytety, m.in. w Warszawie, Gdańsku, Łodzi, Białymstoku, Opolu, Olsztynie. W końcu ubiegłego wieku, dzięki wieloletnim staraniom profesora Lucjana Suchanka pojawił się w praktyce naukowej w Polsce nowy kierunek uniwersytecki: rosjoznawstwo. Wykładany jest na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pod redakcją profesora Suchanka w 2004 roku ukazał się podręcznik akademicki Rosjoznawstwo. Wprowadzenie do studiów nad Rosją – dla studentów rosjoznawstwa i wszystkich zainteresowanych tematem. Pracowali nad tym kompendium wiedzy o Rosji pracownicy profesora Suchanka. W tymże 2004 r. Polski Instytut Spraw Międzynarodowych wydał, w dwóch wersjach językowych – po polsku i po rosyjsku – obszerny tom materiałów do „katalogu” wzajemnych uprzedzeń Polaków i Rosjan, zatytułowany Dusza polska i rosyjska (od Adama Mickiewicza i Aleksandra Puszkina do Czesława Miłosza i Aleksandra Sołżenicyna, pod redakcją wybitnego znawcy tematu profesora Andrzeja de Lazari. Wydawnictwo Adam Marszałek co parę lat wydaje kolejne tomy poświęcone skomplikowanym stosunkom Polaków i Rosjan, zainicjowane przez profesora Michała Dobroczyńskiego, który do śmierci, był ich naukowym redaktorem, ale jego dzieło kontynuują następcy. To tylko niektóre przykłady zainteresowania, jakim się w Polsce otacza badanie i upowszechnianie szerokiej wiedzy o Rosji, problematykę kontaktów Polaków i Rosjan, dawniej i dzisiaj, studiowanie wszystkiego, co temu służy bądź szkodzi.

W Polskim SEC zajmujemy się wybitnym Polakiem, który urodził się i zmarł w Rosji, był pisarzem rosyjskim, los sprawił, że pisał głównie po rosyjsku, ale zawsze czuł się Polakiem, nawet kiedy (w czasach stalinowskich) wiązało się to z konkretnymi zagrożeniami, tak poważnymi jak śmierć czy zesłanie. Chodzi o Zygmunta Krzyżanowskiego.
Jest wielu polskich pisarzy, z grona najwybitniejszych, którzy rozpoczynali swoją drogę twórczą w Rosji, a nawet jako pisarze rosyjscy, jak choćby Michał Choromański. Jarosław Iwaszkiewicz jeden z pierwszych swoich wierszy napisał po rosyjsku i opublikował w kijowskiej prasie.
Inni nasi pisarze trafili do Rosji z wielu różnych powodów, z których najważniejsze, to zsyłka i ewakuacje podczas obu wojen światowych XX wieku: Teodor Parnicki, Antoni Ossendowski, Bruno Jasieński, Wacław Lednicki, Tadeusz Miciński, Stanisław Ignacy Witkiewicz i wielu innych. Przez lata żyli oni w kręgu kultury rosyjskiej, co wielokrotnie wywierało ogromny wpływ na ich późniejszą twórczość, już w Polsce, jak też poza naszym krajem, jeśli z niego wyjechali. Istnieje ogromna literatura na ten temat, którą warto znać, a przynajmniej wiedzieć o tym fakcie.
1 O Polskim Oddziale Stowarzyszenia Kultury Europejskiej (Société Européenne de Culture, SEC) i prowadzonym przez jego członków pracach nad tematem „Polska-Rosja, nowe horyzonty” mówił na konferencji w wystąpieniu wprowadzającym do jej tematu Eugeniusz Kabatc, prezez Polskiego SEC. W moim tekście szeroko wykorzystałam jego wypowiedzi.
2 Cyt. za: Grzegorz Wiśniewski W hołdzie Chopinowi. Bałakiriew w Warszawie i Żelazowej Woli, PIW, Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, Warszawa 2011, s. 19-20.
3 Zob.: Fryderyk Chopin w oczach Rosjan. Antologia. Wybrał, przełożył, opracował i wstępem opatrzył Grzegorz Wiśniewski, Narodowy Instytu Fryderyka Chopina, Warszawa 2010, s. 167.
4 Te słowa wypowiedział Lew Tołstoj 10 lipca 1907 r., wedle relacji zawartych w książce Aleksandra Goldenweisera Tołstoj wśród bliskich , cyt. za: Fryderyk Chopin w oczach Rosjan. Antologia, op. cit., s. 169.
5 Zob. np.:Udział Polek – zesłanek oraz dobrowolnych wygnanek w rozwoju oświaty i kultury muzycznej na Syberii, (w) Wiktoria Śliwowska, Historyczne peregrynacje. Szkice z dziejów Polaków i Rosjan w XIX wieku, Instytut Historii PAN, Warszawa 2012, s.332-341.
6 Zob.: O tym, jak rusofobia może zaćmić umysł najbardziej rzetelnego historyka. Na marginesie edycji „Tygodni” Mikołaja Pawliszczewa. List otwarty do wyd. Bellona, (w:) Wiktoria Śliwowska, Historyczne peregrynacje, op. cit., s. 440-447.
7 Tytuł wystąpienia profesor Zwonariowej – Борец с воинствующим хамом – nawiązuje do artykułu Miereżkowskiego z 1906 r. Грядущий хам (Nadchodzący cham), w którym pisarz wyłożył swoje credo religijne, o ofensywie Antychrysta, przeciwstawiającego się mającemu nadejść królestwu Ducha Świętego. Rewolucja spowodowała, że cham nadszedł, ale znaleźli się tacy, co wydali mu wojnę. Oto co napisał Dmitrij Miereżkowski w artykule „Józef Piłsudzki” o roli Polski w historii Europy i o pierwszoplanowym, nadzwyczaj trudnym, nadzwyczajnym zadaniu Naczelnika Państwa Polskiego: „…idą na nas, na całą Europę niezliczone hordy barbarzyńców; kroczy coś podobnego królestwu Antychrysta. Nie myślcie, że mówię wam słowa bez pokrycia, straszę bajkami dla dzieci: tak mogą myśleć inne nacje, ale nie wy, Polacy. Mówię wam to samo, co mówili wasi prorocy – trzy ognie. O wyjarzonych w mroku palcem Bożym dla waszego zbawienia imionach: August Cieszkowski, Andrzej Towiański, Adam Mickiewicz. W tych czarnych dniach nie zapominajcie o waszych prorokach. Mówię wam to samo, co mówili oni: nie myślcie, że Polska, jak Chrystus, doznała wskrzeszenia i już nie umrze. Chrystus jest w Polsce, ale Polska – to nie Chrystus… To nie są puste słowa, mówię wam to razem z waszymi prorokami: na cały świat chrześcijański kroczy coś podobnego do królestwa Antychrysta. Ostatnią ostoją pozostała Polska, ostatnia bitwa z nim rozegra się tutaj. Połączcie się, wszyscy razem stwórzcie jedność, wokół waszego wielkiego wodza, wybrańcy Boga, Józefa Piłsudzkiego. Połączcie wasze serca, jak miecze, i wznieście je tak wysoko, aby wszystkie narody je zobaczyły, tak jak wy je widzicie, poznały, jak wy je znacie. Jeśli to uczynicie, to uratujecie Polskę, a może uratujecie świat.” (Zob.: „Swoboda”, nr 2, Warszawa, 18 czerwca 1920 r.)